Podróżować z dziećmi się da, a nawet można się podczas z nimi naładować dobrą, nową energią. Taki był nasz zamysł, kiedy, w zeszłym roku rezerwowaliśmy lot i hotel w Waikiki. Cel został osiągnięty. Nie mieliśmy żadnych oczekiwań. Honolulu znamy z poprzednich wypraw. Nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł. W samolocie z Oakland były co najmniej trzy pary rodziców z dwójką małych dzieci. Na miejscu byli też przyjaciele Deana, i to też było miłym wsparciem, chociażby duchowym.
Atrakcji dla dziewczyn nie brakowało. Odwiedziliśmy Waikiki Aquarium (wspaniała kolekcja koników morskich), Waikiki zoo, (zjawiskowe żyrafy, pora karmieni słoni). Załapaliśmy się też na Honolulu Festival, promujący region Pacyfiku. Była parada ze chińskimi smokami, pokazy muzyczne taneczne grup z Japonii, Południowej Korei, Tajawanu,Hawajów. Dziewczyny uczyły się robienia lei– naszyjników z kwiatów. Przyglądaliśmy się tradycyjnym hawajskim tańcom hula. Wszystko było bardzo dostępne. Nie potrzebowaliśmy samochodu, mogliśmy wszędzie dojść pieszo. Do autobusu i tak nie pchaliśmy się z naszym ogromnym wózkiem.
Najmilej wspominam nasze bardzo długie wycieczki z podwójnym wózkiem. W środku dwa śpiące kochane potworki, a my przez godzinę, dwie, spacerujemy po promenadzie przy Pacyfiku. W dali góra Diamond Head. Widok jak z pocztówki. Czasem, szczególnie azjatyckie starsze panie, cały czas zaczepiały dziewczynki i nie mogły się na nie napatrzyć.
Polecam trasę do Leonards Bakery, ze słynnymi pączkami malasadas. Typowo turystyczny krajobraz zmienia się. Trochę śmieci, trochę mniej bogatych turystów, a zwyczajnego życia. Szkoła, bank, nieruchomości do wynajęcia. Mała anegdotka różnic kulturowych. Myślałam, że Dean kupi dla nas góra trzy, cztery pączki do kawy, jako miły podwieczorek i regeneracja do drogi powrotnej. W cukierni został sam (była długa kolejka). Po jakimś czasie wrócił z 16 pączkami (kilka było dla naszych znajomych)- jak mógł nie skorzystać ze zniżki przy zakupie większej liczbie?
Róża była super szczęśliwa w wodzie. Nie umie jeszcze pływać, ale bardziej oswoiła się w wodzie. Maja też zażywała kąpieli, ale dużo krócej. Popołudniowe zabawy w basen i po południowe zabawy w piasku i morzu to był nasz stały punkt dnia. Innym, była kolacja w Paina Lanai food court . Dla każdego znaleźliśmy coś dobrego. Było dużo taniej i w dużo bardziej relaksującej atmosferze. Dziewczyny zazwyczaj pałaszowały spagheti with meatballs (pulpeciki, mięsko to ulubione przysmaki Mai), Dean fish taco, a ja wietnamoską zupkę pho z pierożkami won-ton. Potrawy były zadziwiająco dobrej jakości.
Byliśmy jednak zadowoleni, że dwa razy udało się nam, w czwórkę, również zjeść lunch w naszej ulubionej, japońskiej knajpce.
Czy odpoczeliśmy z małymi dziećmi na wakacjach? Raczej nie. W naszym hotelu był klubik dziecięcy. Myśleliśmy, żeby z niego skorzystać. Dziewczynki musiałaby być jednak w osobnych grupach wiekowych. Cena też nie była mała, więc z tej opcji nie skorzystaliśmy.
Dziewczyny świetnie się bawiły (nota bene, nie mając prawie żadnych zabawek) i to było dla nas najważniejsze. Co jest lepszego niż pokazywanie dzieciom, co nam samym sprawia przyjemność? Nie wylegiwaliśmy się przy fantastycznym infinity pool, ale w strefie z dziećmi dało się wytrzymać.
Nie zawsze wszystko szło jak po maśle. Dean już w drodze powrotnej nie spakował pieluch, o czym oczywiście nie miał pojęcia. Naszczęście na lotnisku szybko kupiliśmy zapasowy zestaw, i to z Myszką Mickey. No i kto na wakacjach musi robić pranie i wieczorem, zamiast iść na drinka, iść do sklepu po mleko w proszku? Róża i Maja przeżyły śniadania w McDonaldzie, nie było problemu ze słońcem. Raczej ja niechcący poparzyłam Maję, kiedy w hotelu odkręciłam kurek z gorącą wodą. Po kilkunastu minutach po wypadku nie było śladu.
Naszym patentem na te wakacje, było zapakować jak najmniej rzeczy, co bardzo ułatwiało szybkie ogarnięcie pokoju hotelowego i nas samych.
Taki wyjazd był nam potrzebny. Zmieniliśmy otoczenie, codzienną rutynę. Spędziliśmy dużo czasu we czwórkę. Wróciliśmy odmienieni i w dobrych humorach. Dean zaczął nawet fantazjować o wakacjach w Japonii (jak dla mnie dużo za wcześnie).