Ostatnią lipcową sobotę zaczęłam od sojowej mrożonej kawy. Wiem, brzmi snobistycznie, ale w Stanach mleko sojowe jest dużo bardziej powszechne i nie jest atrybutem wyłącznie lemingów. No może jednak troszkę jest..:)
O dziewiątej rano byłam już Bellevue College. Podczas ciekawych zajęć Introduction to Employment Law przerobiliśmy m.in. zagadnienia związane z klasyfikacją pracownikówna na statusy non-exempt i exempt. Pierwszym pracodawca jest zobowiązany do zapłaty za nadgodziny, a drudzy są z
tego prawa wyłączeni. Po przerwie, powtórka z urlopu zdrowtnego. Czy wiedzieliście, że w Stanach nie ma gwarantowanego prawnie płatnego urlopu macierzyńskiego?
Po zajęciach przyszedł czas na odpoczynek.
Tym razem zdecydowaliśmy się poznać naszych nietypowych sąsiadów. A są nimi mieszkańcy parku zoologicznego Woodland Zoo. Przyszliśmy w porze poobiadowej, i ewnie dlatego misie, lwy, jaguary i kangury nie były chętne do pokazywania swoich wdzięków, a raczej wolały pospać w dali i w cieniu.
Ale i tak zobaczyliśmy wiele wspaniałach zwierząt i ptaków z całego świata.
Piękny, olbrzymi i najedzony słoń przechadzał się zadowolony, po swoim całkiem
sporym terenie. Co ciekawe, Woodland Zoo, podobnie jak administracja Prezydenta Obamy, wspiera inicjatywę 96 Elephants, domagającą się zakazu zabijania słoni oraz handlu kością słoniową. Niestety, Stany są jej drugim co do większości rynkiem zbytu..
W jednym z zaułków natkneliśmy się nawet na sporą kolekcję jadowitych węży.
Aż ciarki mnie przychodzą jak przypomnę sobie te małe, cienkie języczki…
Po dwóch godzinach dotarliśmy do naszych bliskich krewnych, czyli… goryli. Widok uroczy. Nawet w pewnym miejscy podeszły bliżej do odzielającej szyby.
Chyba rozumiały, jak ważne są dziś atrakcyjne zdjęcia na portalach społecznościowych.
W najbliższą środę kolejny punkt naszego letniego kulturowo- wycieczkowego programu. Wybieramy się na szaleństwo amerykańskiej pop-kultury czyli na koncert Queen Bee Beyonce i samego Jay- Z. #soexited!
so cute :))