Wypoczynek mija nam wyśmienicie. Jesienna pogoda dopisuje, Róża wydaje się być zadowolona ze spacerków po Starym Kontynencie, a ja nadrabiam zaległości towarzysko-rodzinne.
Lot przebiegł bez większych problemów. Nie miałam za bardzo jak oglądać dostępnych filmików, ponieważ wypoczywałam z śpiącą córeczką, więc po raz pierwszy nie miałam dużego jet-lagu.
Po drodze zatrzymaliśmy się w Denver i Londynie. Róży tak bardzo podobało się spanie w hotelu (czyżby po Mamie?:), że o mało co nie zaspaliśmy na lot do Warszawy!
W Krakowie dużo spacerujemy. Z wózeczka widać więcej liściastych drzew, bryczek z konikami i czasem trochę deszczowych chmurek. Mi natomiast trudniej niż w Stanach poruszać się po mieście
bez pomocy. Stare budownictwo Krakowa niestety nie ułatwia życia mamom z niemowlakami. Do kafejek i sklepików trzeba wejść zazwyczaj po schodkach, a przewijaki często znajdują się w piwnicach. W Londynie mieliśmy też problem z wyjściem z bagażami z metra. Wbrew naszym przyzwaczejeniom, nie na każdej stacji jest winda.
Korzystając z obecności Dziadków, wyskoczyliśmy z Deanem do kina na Everest. Po filmowych emocjach, miło było wrócić do opieki nad maluszkiem:)
W planach mamy jeszcze weekendowy wypad do mojego ulubionego Zakopanego, i w drodze powrotnej popołudnie w Warszawie.
A teraz uciekamy na shopping z siostrą w Galerii Krakowskiej. Life is good:)