Po długiej przerwie wracam z nowym wpisem.
W Berkeley jest już jesiennie, ale nie za zimno. Niedługo wreszcie finał kampanii prezydenckiej w USA, na który wszyscy niecierpliwie czekają. Niedaleko od nas znajduje się biuro kampanii Hillary, skąd wolontariusze dzwonią do wyborców,aby przekonać ich do głosowania. Oglądnęliśmy wszystkie debaty telewizyjne. Niezła rozrywka, ciekawe fragmenty, ale generalnie poziom momentami był dość niesmaczny.
Nie widzę dużo chorągiewek popierających ani Hillary Clinton, ani tym bardziej Donalda Trumpa. Dużo więcej widziałam dla Bernie Sandersa. Na trawnikach przed domami częściej widać plakaty wspierające np. wybranych kandydatów na nowego burmistrza Berkeley.
Dean otrzymał już swój ballot vote drogą pocztową. Będzie oddawał głos nie tylko w wyborach prezydenckich, ale też w lokalnych referendach. Na przykład za czy przeciw podniesieniu podatku na napoje gazowane i papierosy lub utrzymaniu wydatków na szkoły publiczne w Berkeley. Trudno się w nich połapać i dlatego Demokraci wysłali nam ściągawkę jak głosować.
Ostatnio zajmowałam się również poszukiwaniem pomocy do opieki nad naszą bardzo kochaną, ale też bardzo aktywną i ciekawą świata córką. W Berkeley jesteśmy sami z Deanem i dlatego też zdecydowałam się na znalezienie niani, która pobawiłaby się z Różą dwie godziny dziennie.
Pomocy szukałam przede wszystkim przez znaną w Stanach stronę www.care.com, za pośrednictwem której można znaleźć osoby chętne do posprzątania domu, opieki nad osobami starszymi, ale też i zwierzętami. Za dopłatą można np. otrzymać raport czy dana osoba ma na koncie konflikt z prawem lub wykroczenia drogowe. Z tej opcji akurat nie skorzystałam.
Umieściłam ogłoszenie oraz kontaktowałam się z dziewczynami, mieszkającymi w pobliżu. Wynagrodzenie niań w naszym rejonie waha się między 15 a 25 dolarów za godzinę. Po kilku rozmowach kwalifikacyjnych bardzo szybko znalazłam wspaniałe dziewczyny. Róża uśmiecha się kiedy babysitterki rano przychodzą wziąć ją na spacer na plac zabaw. Wraca zazwyczaj bardzo zmęczona, ale też bardzo zadowolona. Na początku denerwowałam się, że Róża idzie na spacer beze mnie, z osobą poznaną przez internet, ale teraz po ponad miesiącu doświadczenia z nianiami jestem bardzo zadowolona. Bardzo się cieszymy, że Róża ma stały kontakt nie tylko z rodzicami. No i w końcu mogę wziąć prysznic sama:)
Rozpoczęłam też już poszukiwania miejsca, gdzie będę mogła umieścić Róże na kilka godzin z innymi dziećmi, gdy jeszcze trochę podroście. Łatwo nie jest. Przedszkola tzw. preschools, które wyglądają czysto i przyjaźnie są tutaj bardzo drogie. Czasem są to koszta powyżej tysiąca dolarów za miesiąc opieki. Można zaoszczędzić na wybraniu opcji 2,3 dni w ciągu tygodnia, albo tylko połowę dnia. Jak dotąd byłam tylko w dwóch miejscach, w tym niemiecko- angielsko języcznym żłobku daycare, znajdującym się w domu wychowawczyni.
Mam jeszcze umówioną wizytę w grudniu w przedszkolu Little Village, które już na głównej stronie informuje dumnie, że zostało ogłoszone miejscem nut-free. Szkoda, bo akurat Róża bardzo lubi orzechy, ale i tak jestem dobrej myśli. Widziałam też sporo ofert typu co-op, polegających na tym, że rodzice solidarnie angażują się w prowadzenie przedszkola, co znacznie obniża koszta.
Chciałabym znaleźć miejsce, które jest schludne, w którym zabawki nie wysypują się z każdego miejsca, które jest w miarę blisko i w którym Róża mogłaby nawiązać przyjaźnie z rówieśnikami i nauczycielami. W tym roku przeczytałam bardzo ciekawą książkę The Importance of Being Little, What Preschoolers Need From Grownups o wyzwaniach stojących przed dzisiejszymi amerykańskimi przedszkolami (od piątego roku życia dzieci w USA rozpoczynają naukę w kindergarten), Autorka Erika Christiakis zwraca uwagę jak ważna jest zabawa w życiu dzieci, relacja z nauczycielami, spacery na zewnątrz, a nie tylko nauka piosenek w stylu abc. Ale za to wszystko trzeba zapłacić.
Szkoda, że od małego dzieci są niestety dzielone na te, którą mogą bawić się w lepszych, większych wnętrzach, i te które muszą zadowolić się betonowym i plastikowym placem zabaw, bez trawy .
Wątek pomocy rodzicom w kosztach opieki nad dziećmi przebija się nieśmiało w kampanii prezydenckiej. W debatach słyszałam o planach wsparcia finansowego rodziców z dziećmi tylko od Hillary. Ale do propozycji typu 500 zł na każde nawet drugie dziecko w USA jeszcze daleko:)
W zeszłym tygodniu świętowaliśmy też Halloween. Róża rano udała się ze swoją nianią na Halloween Party. Poprosiłam ją o zrobienie kilku zdjęć. Jedno z nich dodaję poniżej.