Dwójka dzieci w domu, czyli bring it on (survival mode).

Cześć Helena, niestety, ale nie będę mogła dzisiaj przyjść. Bardzo Cię przepraszam, wiem, że Róża na pewno chciała iść dzisiaj do parku! – takiego smsa dostałam niedawno po południu od naszej, skądinąd wspaniałej, babysiterki, co oznacza, że zostaje z dwójką dzieci sama.

No coż, muszę dać radę sama z moim dwoma szkrabkami. Przecież nie ucieknę, ani nie zamknę się w łazience!  Mimo iż moja Mama wróciła do siebie, idzie nam całkiem nieźle. Ciuszki i torby do wyjścia przygotowane są już wieczorem, a co jemy na kolacje planujemy w porze śniadaniowej. Zupę pomidorową dla Róży robię jednocześnie zmieniając pieluszki Mai. Samo życie:) Może jemy trochę za dużo makaronu, może czasem jest ciężko i nerwowo, ale trudno! W trudnych momentach przypominam sobie jak w sumie jeszcze niedawno temu byłam singielką i bardzo chciałam mieć kochającego partnera, dzieci. No to teraz mam:))

W Berkeley pogoda nas ostatnio rozpieszcza. Jest wspaniałe lato, ale było też trzesięnie ziemi. Moje kalifornijskie dziewczyny nie za bardzo się nim przejęły, a na szczęście trwało tylko kilka sekund.  Świetna pogoda jeszcze bardziej dopinguje Różę do wyjścia z domu. Jak tylko się obudzi, już pokazuje na swoje buciki. Z dwójką dzieci nie mogę jeszcze iść sama na każdy plac zabaw, do każdego parku. Mamy bardzo wygodny, podwójny wózek, ale kiedy załaduję w nim obie dziewczyny i wszystkie niezbędniki, to wydaje mi się, że operuję małym czołgiem. Na ratunek zawsze przychodzi mi pobliski tot lot o intrygującej nazwie Opal Staniek.

Jest właściwie zamknięty, malutki, plac zabaw wybudowany na działce, na której znajdował się dom rzeczonej Pani Opal. Zostawiła w spadku swoją nieruchomość lokalnej społeczności, ponieważ bardzo kochała dzieci. Na stronie miasta Albany doczytałam jeszcze, że kiedyś znajdowała się tam tablica ku jej pamięci, ale została ona zdjęta na życzenie rodziny. Ciekawe dlaczego?

Pani Opal byłaby na pewno zadowolona, jeśli mogłaby zobaczyć, jak dzieci uwielbiają to miejsce i jak ładnie się tu bawią. Jest tam mnóstwo zabawek, już nie potrzebnych ich dorastającym właścicielom. Samochody, motocykle, piłki, domki dla lalek, huśtawka, hulajnogi, zjeżdżalnia, zabawki do piasku i spora piaskownica- jest tam wszystko, czego zapragnie dziecięca dusza. Doczytałam też, że dość duża piaskownica stała się tematem sporu między władzami miasta Albany a mieszkańcami. Chodziło o to, że standardy dla osób niepełnosprawnych wymagały, aby było więcej powierznchi gumowej, nie piasku. Na szczęście udało się wypracować kompromis i piaskownica, może trochę okrojona, została.

I całe szczęście. Róża zawsze się w niej bawi, ostatnio wyrzucała piasek z małej ciężarówki ze swoim kolegą z playgroundu. A kiedy Róża buszuje po placu, ja mogę posiedzieć na ławce i pobujać Maję (która, na marginesie, wygrywa konkurs na najgrzeczniejsze dziecko świata:) Róży staram się nie spuszczać z oka, a mały rozmiar parku bardzo mi w tym pomaga. Problem jest zazwyczaj, kiedy trzeba wracać, Róża zawsze chce jeszcze zostać, ale na to mam też swoje słodkie sposoby… Przy dwójce dzieci metoda drobnego przekupstwa jest niezbędna do przetrwania.

Dwójka dzieci jakoś bardziej skłania mnie do nawiązania rozmowy z dorosłymi opiekującymi się obecnymi dziećmi. Zazwyczaj są to nianie, ale mam też nie brakuje. Park dobrze reprezentuje lokalną populację. Jest dużo osób z Azji, Europy. Prawie zawsze obecne są hiszpańsko języczne nianie. Kiedyś rozmawiałam z nianią odzianą w hidżab, opiekującą się białymi dziećmi. W weekend jest zawsze dużo więcej amerykańskich rodziców. Przychodzą również ojcowie, dziadkowie.

Mniej jest dzieci ciemnoskórych, tak jak w naszym sąsiedztwie. Są tu ciemnoskórzy rezydenci, ale są oni dużo starsi.

A po wszystkich emocjach, pracowitych zajęciach dnia z dwójką dzieci oczekujemy pory nocnej. W weekendy obowiązkowo znajdujemy czas na domową movie date night. Całe szczęście Maja i Róża całkiem nieźle synchronizują płaczliwe narzekanie, ale też drzemki i wieczorne zasypianie. A tu kilka zdjęć moich i Deana. W rodzinie jest siła 🙂

unnamed-41

unnamed-36

IMG_0347

IMG_0334

IMG_0326

unnamed-33 unnamed-32

DSC_0978

unnamed-38

IMG_0317

unnamed-31

2 thoughts on “Dwójka dzieci w domu, czyli bring it on (survival mode).

  1. Monika

    🙂 moja znajoma zawsze mówiła, ze rodzice z jednym dzieckiem nie wiedza co to znaczy byc rodzicami. To szczera prawda. Sama sie o tym przekonałam mając trójkę dzieci w ciagu czterech lat. Z początku chodziłam wszędzie z dwoma nosidlami/plecakami (jeden przodu jeden na plecach ) i sportowym wózkiem, a pózniej z podwójnym wózkiem (albo nosidlami) i najstarsza córka albo na rowerku, albo pieszo. Nie miałam żadnej niani i robiłyśmy razem wszystko – od zakupów , załatwiania wszelkich spraw w urzędach itp.. do wycieczek do lasu, zoo, płace zabaw, do biblioteki i muzeów. W ciagu tygodnia sama, w weekendy z Billem. Wierz mi – da sie! Przyzwyczaisz sie. Powodzenia! 👍😃

    Reply
    1. Helena Post author

      WOW!! Super Mom:)) trójka na raz, to dopiero wyzwanie! W sklepie byłyśmy na razie wszystkie tylko raz:) Ja nie lubię nosidełek, chust, więc Maję trzymam w wózku. Róża prawdopobnie niedługo zacznie chodzić do przedszkola, więc na pewno będzie łatwiej- o czym niedługo na blogu:) Serdecznie pozdrawiamy ze słonecznego Berkeley

      Reply

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *