Mamy w domu już ,,pierwszaka”!
Róża zaczęła swoją nową amerykańską szkołę podstawową. Przez prawie całe wakacje czekaliśmy na informacje, czy będzie to szkoła zdalna, czy na miejscu, a może jednak tak zwana ,,hybrydowa.” Ta ostatnia opcja miała być na trzy godziny dziennie, przez pięć dni w tygodniu. Dzieci i nauczyciele – wszyscy mieli nosić maski i być podzieloni na grupę poranną i popołudniową. Szkoła wykupiła specjalny sprzęt do czyszczenia.
Niepewność rodziców, nauczycieli, członków rad szkolnych rozwiał w końcu sam Gubernator Kalifornii (w USA za szkolnictwo odpowiadają stany, a nie władza federalna). Szkoły publiczne i prywatne miały rozpocząć trybem ,,distance learning” – jeśli znalazły się na tzw. watchlist przez okres 14 dni. Nasz powiat był w sierpniu na tej liście, tak jak przytłaczająca większość szkół w całej Kalifornii.
Zatem Róża odebrała pod koniec sierpnia swój szkolny iPad i materiały szkolne i pod koniec sierpnia rozpoczęła Kindergarten w domu, a ja wróciłam tym sposobem również do szkoły razem z nią:)
Teraz łączymy się trzy razy dziennie poprzez zoom na około 45 min. Jak dotąd jesteśmy zadowoleni. Mamy zadania (czasem troszkę za dużo:), ciekawe zajęcia i bardzo miłe nauczycielki. Za nami już trzeci tydzień szkoły. Mamy bardzo dużo wirtualnych spotkań informacyjnych dla rodziców. Jednego dnia miałam na przykład wirtualną wywiadówkę oraz wieczorne wirtualne spotkanie z Radą Rodziców- PA – Parent’s Association, która z kolei szuka pomysłów na kolejne wirtualne spotkania, w celu pozyskania funduszów dla szkoły.
Nie jest bardzo bardzo źle z koncentracją, ani z motywacją do zajęć. Dzieci znają już chyba wszystkie sztuczki zooma i chcą być bardzo samodzielne. Pewnie, jest to dużo czasu z wzrokiem na ekranie, ale bardzo nie narzekamy, choć nie zawsze wszystko idzie gładko i po kilku już tygodniach widzę niestety u Róży zmęczenie (zazwyczaj hulajnoga w przerwie pomaga). Mieliśmy możliwość wysłania Róży z powrotem do przedszkola (niektóre dzieci logują się ze zdalną szkołą w przedszkolu), ale ostatecznie do przedszkola wróciła tylko Maja, co dla nas jest wielką pomocą w ogarnięciu domowo-szkolno-zawodowych zajęć (oczywiście do momentu, kiedy przedszkole zostaje zamknięte ze względu na fatalne powietrze, spowodowane nieustającymi pożarami).
Jakiś czas tem byłam tym dość załamana. Kindergarten to takie ,,rite de passage” w USA. Nowe koleżanki, koledzy, nowe miejsce do nauki. Liczba godzin przed komputerem też był bardzo trudna do przełknięcia.
Co prawda, miałam też dość emocjonalne podejście do faktu, że Róża już w wieku pięciu lat idzie do szkoły (choć widziałam, że już totalnie wyrosła z przedszkola), ale i tak cieszyłam się na to, że czekają nowe wyzwania w miłej atmosferze.
Teraz już się tak tym nie przejmuję. Nawiązuję kontakt z rodzicami z klasy Róży i staram się organizować spotkania poza ekranem (na razie tylko w parku). Spotykamy się z koleżankami i ich dziećmi, które już znam od kilku lat. Widzę, że Róża czegoś się uczy, miło jest spędzić z nią więcej czasu, a w przerwach buduje z Deanem swoje królestwo z klocków lego ,,Pandemica” 🙂
Inna ciekawostka z naszych okolic: zdesperowani i wymęczeni rodzice dzieci formują przeróżnej maści ,,learning- pods” – kilka rodzin formuje grupę dla swoich dzieci i zatrudnia tutora w domu lub nawet nauczyciela do pomocy. Nie wiem, na ile takie grupy są bezpieczne. Widziałam, że niektóre dystrykty szkolne odradzają ich tworzenie, ale z drugiej strony rodzice muszą sobie jakoś radzić. Nie słychać nic o tym, żeby komuś coś w takich nie -formalnych grupach stało się złego. Miasta za to starają się pomóc rodzicom w bardzo trudnej sytuacji i organizować tzw. ,,learning -hubs”, takich klubików dla dzieci z opieką i pomocą w zdalnej nauce.
Dużo się o mówi o tym, na ile takie grupy uprzywilejowanych dzieci, których rodziców stać na zatrudnienie nauczyciela lub tutora, są sprawiedliwe. My nie szukaliśmy prywatnych tutorów (mamy w domu tylko pięciolatkę..), ale też nie jesteśmy tacy święci, ponieważ wysłaliśmy Różę jednak do prywatnej, katolickiej szkoły w Berkeley.
Jeszcze w sierpniu wysłaliśmy też Różę na summer camp, co było Jej bardzo, bardzo potrzebne. Liczę na to, że ta pracownia będzie mogła prowadzić popołudniowe zajęcia w małych grupach, ale jak dotąd nie mamy żadnych informacji.
Maja wydaje się zadowolona z powrotu do przedszkola. Dzieci mają mierzoną dwa razy dziennie temperaturę, rodzice nie mogą wejść na teren budynku, a po każdym wyjeździe mamy zostać trzy dni w domu. Wszystko jest codziennie dokładnie czyszczone. Nauczycielki muszą zakładać maski, natomiast dzieci nie. Wiem, że nie wszystkie dzieci wróciły do przedszkola.
Teraz stan Kalifornia zmienił znów trochę system klasyfikacji poziomu lokalnej transmisji wirusa i napaja nadzieją, że znacznie spada poziom pozytywności testów.
Szkoły, w zależności od powiatów, mogą starać się o tzw. ,,waivers”- zwolnienia od przymusowego zamknięcia szkół. Szkoły muszą przedstawić szczegółowy plan bezpiecznego powrotu do zajęć. Jednym z nich jest testowanie nauczycieli, nawet jeśli nie mają symptomów. Tutaj też występuje problem różnic pomiędzy szkołami publicznymi a prywatnymi. Te ostatnie mogą np. łatwiej pokryć koszta czyszczenia oraz wykonywania takich testów. Związki zawodowe nauczycieli w szkołach publicznych są kolejnym ważnym i absolutnie nie do pominięcia elementem procesu otwarcia szkoły.
Na stronie prywatnej i bardzo drogiej prywatne, lokalnej, j francuskiej szkoły przeczytałam, że właśnie oni już złożyli taki wniosek i czekają teraz na jego rozpatrzenie (jednym z wymogów bezpiecznego otwarcia szkoły jest umieszczanie całego planu ,,otwarcia” na stronie szkoły).
Nie wiemy jeszcze kiedy Róża będzie mogła wrócić do szkoły, zobaczymy. Nie wywieramy nacisku. Nasza szkoła będzie ubiegać się o takie zwolnienie. Ten proces jest złożony i może trwać długo. Ostanie wiadomości są takie, że może szkoła zacznie wpuszczać dzieci na teren szkoły na zrobienie jakiegoś projektu artystycznego, np. raz w tygodniu.
Róża i nawet w tym roku Maja, obie zaczęły też zajęcia online w sobotniej Polskiej Szkole.
Musimy jakoś to wyczekać i przetrwać. Takie życie w naszej pięknej Kalifornii.
Place zabaw w Berkeley i okolicach są wciąż zamknięte. Jak dobrze, że dopóki jest dobre powietrze, mamy tu piękne miejsca do odpoczynku.