Trudno mi w to uwierzyć, ale jestem już prawie w dziewiątym miesiącu ciąży! Druga ciąża zleciała mi bardzo szybko. Początki nie były najłatwiejsze, ale teraz bardzo nie narzekam. Na chociaż jeden pełny dzień relaksu nie mam co liczyć, ale przynajmniej dzięki zajmowaniu się Różą mam więcej ruchu i mniej wyrzutów sumienia, kiedy mam ochotę na coś słodkiego. Zabawne, że przy drugim dziecku lekarze mniej pytają się czy staram się ćwiczyć podczas ciąży:)
Przygotowania mijają nam dość spokojnie. Nic tak nas nie zmotywuje do posprzątania domu jak świadomość, że zaraz będziemy mieć nowego domownika. Kupiliśmy tym razem porządny przewijak i wygodny bujany fotel. Zgadnijcie kto najbardziej lubi na nim siedzieć?
Raz na tydzień staram się chodzić na jogę dla kobiet w ciąży, podczas ćwiczeń czuję się teraz spokojniej, ponieważ pierwszy poród mam już za sobą. Zamówiłam już dodatkowego szumimisia oraz nawet polskie sukienki dla przyszłych mam.
Zobaczyłam również szpital, w którym planujemy poród. Nie jest tak nowoczesny jak ten w San Francisco, ale od wielu osób słyszałam, że jego personel jest niezwykle opiekuńczy. Jedynym minusem jest podobno niedobre jedzenie. Ale zaraz obok znajduje się niezastąpiony Whole Foods. Mam jednak nadzieję, że moja Mama doleci na czas i coś mi dobrego przyszykuje:)
Ucieszyło mnie też zapewnienie, że małe dzieci są mile widziane na oddziale. Personel zdaje sobie sprawę, że w Berkeley jest bardzo dużo par, pochodzących z całego świata. Nie wszyscy mają jak zostawić rodzeństwo w domu i dlatego normą jest, że dzieci mogą odwiedzić stęsknione rodzące mamy.
Tym razem nie wybieramy się na zajęcia przygotowujące do roli rodziców. Nie mogłam przecież wszystkiego zapomnieć? Udaliśmy się za to na specjalną Tour for Tots przeznaczoną dla przyszłego starszego, ale jeszcze małego rodzeństwa. Było oprowadzanie po oddziale, zobaczyliśmy nawet jednodniowego maluszka. Jejku, ale malutki osesek! A Róży ze zwiedzania najbardziej podobała się zabawa w ganianego ze starszym kolegą po pięknym ogrodzie usytuowanym na dachu szpitalu!
Jak Róża zaareguje na młodsze rodzeństwo, to się dopiero okaże. Wydaje mi się, że bardzo lubi małe dzieci, czasem lubi też przytulać się do mojego brzuszka. Myślę, że jeśli my będziemy spokojni, to ona też szybko i z przyjemnością wejdzie w rolę starszej siostry.
Oby tylko nadchodzące zmiany ją za bardzo nie przejęły, i niech dalej pozostanie taką małą, uśmiechniętą, psotną, samodzielną dziewczynką.
Sama jestem dość przejęta jak wszystko się potoczy i jak sobie poradzimy, ale też jestem szczęśliwa z nadejścia nowego dzidziusia.
Cieszę się, też Dean w tym roku będzie mógł skorzystać z dłuższego urlopu tacierzyńskiego. Zazwyczaj ojcowie pracujący w sektorze prywatnym nie mogą liczyć na taką pomoc, choć w Dolinie Krzemowej jest dużo lepiej. A San Francisco jest pierwszym miastem w USA, w którym pracownicy mają od tego roku prawo do skorzystania z aż sześciotygodniowego płatnego urlopu rodzicielskiego.
Dwójka dzieci w domu to już nie żarty, szczególnie kiedy nie ma się w pobliżu przysłowiowej wioski do pomocy. Może byłoby nam łatwiej, gdyby Róża już była na dłużej w żłobku, ale na razie wybraliśmy dla nas inną drogę. Ale od kiedy dowiedziałam się, że będzie nas więcej, mimo normalnych obaw, czuję się bardziej na swoim miejscu. A teraz już przed nami ostatnia prosta..