W sierpniu mija rok od kiedy przyleciałam na dłużej do Stanów.
Ostatni rok obfitował w piękne podróże i ciekawe obserwacje.
Stany to kraj wielkich możliwości, ale też wielkich kontrastów. Na jednej z większych ulic Seattle zakupimy szalenie drogie torebki, ale zaraz koło sklepów zobaczymy osamotnionych i chorych bezdomnych.
Zdarzają mi się też wpadki. Na przykład niedawno temu zapomniałam, iż w atobusie kierowca nie wydaje reszty – monety i banknoty wpadają do szczelnie zamkniętego kufra. Teraz zazwyczaj jeżdzę z kartą miejską.
Z drugiej strony już coraz rzadziej Amerykanie mylą moje imię z Hannah.. (o zabawnej pomyłce pisałam na blogu w styczniu).
A co według mnie znajduje się na drodze do amerykańskiej adaptacji?
Powinnam więcej jeździć samochodem, w szczególności na autostradzie. Najdłuższą trasę pokonałam na trasie na trasie Oregon-Waszyngton. Szło mi już całkiem nieźle, ale wciąż obawiam się samodzielnej jazdy.
Zwiedzenie stolicy Stanów. Szczególnie po dwóch sezonach serialu House of Cards, zobaczenie Białego Domu wydaje mi się koniecznością. Nie uważacie, że byłoby wspaniale gdyby kolejną serię nakręciła reżyserka polskiego pochodzenia…?
Mam też nadzieję, że w najbliższej przyszłości uda mi się znaleźć swoje miejsce na amerykańskim rynku pracy. Ostatnio wśród lokalnej Polonii intensywnie krążyła oferta pracy testowania poprawności językowej gier komputerych.
Ponieważ w Stanach kuchnie narodowe są bardzo popularne, czekam na moment, w którym w końcu ulepię polskie pierogi na proszoną kolację. To może mi jednak jeszcze zająć trochę czasu.
W sierpniu mijają też dwa lata od kiedy w Kijowie, na kursie rosyjskiego, poznałam Deana. Często spotykaliśmy się na niezwykłym Placu Niezależności. Jak wiele zmieniło się od tamtego czasu…
Drodzy czytelnicy, dziękuję, iż od roku odwiedzacie (i to nawet z bardzo odległych części świata) mnie tutaj. Oby kolejne wpisy były dla Was też ciekawe!