Dwa ostatnie miesiące minęły mi w mgnieniu oka. Święta, moje urodziny, Nowy Rok, goście świąteczni, przerwa świąteczna w przedszkolu Róży, wizyta moich Rodziców, wizyty u lekarzy, porządki. Wieczory też mamy dość zajęte, ponieważ korzystamy z obecności mojej mamy i nadrabiamy zaległości kinowe. Odkrywamy nowe knajpki, cieszymy się odzyskaną chwilowo swobodą.
W tym biegu udało nam się, 6 stycznia 2018 roku, w dzień Trzech Króli, ochrzcić naszą córeczkę Maję. Chrzest odbył w tym samym kościele co chrzest Róży. Był za to inny ksiądz, ponieważ, niestety, po 90u latach zakon dominikanów opuścił Berkeley, a to on był poprzednim gospodarzem parafii.
Chrzest odbył się w gronie naszych przyjaciół i moich rodziców. Było również łączenie live z Polską i Londynem. Ceremonia udała się wspaniale. Father Nick świetnie wytłumaczył obecnym, o co chodzi w tym sakramencie. Maja została solidnie oblana wodą oraz namaszczona olejkami. Bardzo mało płakała. Ja, ze wzruszenia, dużo bardziej. Róża nie była za bardzo zazdrosna. Pewnie cieszyła się, że to nie ona została oblana po głowie wodą, czego po prostu nie znosi. Rodzicami chrzestnymi zostali moja przyjaciółka Włoszka Cinzia i znajomy z pracy Deana Anthony, który wcześniej spędził nawet tydzień w Krakowie. Zachwycali się polską kawą i czekoladą:) Było nam bardzo miło, iż niektórzy goście byli również na chrzcie Róży, a nawet na naszym ślubie.
Kościół Saint Mary Magdalen to bardzo przyjazne ludziom miejsce. Poznałam tu wiele miłych osób. Z przyjemnością, choć nie w każdą niedzielę, wybieramy się w niedzielę na family mass. Róża przez dobrych kilka miesięcy wolała raczej biegać po kościele, ale od jakiegoś czasu coraz cierpliwiej nam towarzyszy. Oczywiście muszę mieć przy sobie paczkę z chrupkami i kilka książek. Maja zazwyczaj jest bardzo grzeczna.
Po mszy udajemy się z dziećmi na okoliczny plac zabaw. Jest też kawa i poczęstunek (super słodkie donuts). Przy kościele działa szkoła. Nie brakuje sporego parkingu, co normalne w USA. Wierni muszą mieć ułatwione życie.
W San Francisco jest ,,polski ”Kościół. Ale dla nas to nie po drodze, a poza tym jeden z tamtejszych księży był ponoć bardzo przeciwny wspieraniu pierwszego (wspaniałego) finału WOŚP w San Francisco. Nie wiem jak innych, ale mojego serca jakoś to nie krzepi.
Styczeń to miesiąc planowania, dopinania niezałatwionych spraw z zeszłego roku. Byliśmy szczęśliwi, że na początku roku ochrzciliśmy Maję. To był cudowny, nawet romantyczny, dzień. Więcej dzieci nie planujemy, więc czuliśmy się spełnieni, że Róża i Maja miały obie swój wyjątkowy dzień w tym samym kościele w Berkeley, gdzie od już dwóch i pół lat wijemy nasze polsko-amerykańskie gniazdko.