Dzisiaj zapraszam do Saul’s Deli, popularnej restauracji w hippie dzielnicy Gourmet Ghetto. Jest to rejon wielu smakowitych knajpek i urokliwych sklepików. Większość oferuje produkty organic z pobliskich farm i upraw.
Saul’s Deli oferuje smakołyki kuchni żydowskiej, a samo miejsce przypomina (ale nie udaje) podobne lokale w Nowym Jorku. Tak jak inne restauracje w tej dzielicy w Berkeley kucharze wpisują się w ruch slow-food i farm-to-table.
Na niedzielny lunch wybraliśmy nienajlepszy czas. Czyli około 13ej. Mimo długiej kolejki, zdecydowaliśmy się zaczekać. Otrzymaliśmy pocket buzzer, a nasze nazwisko zostało zapisane na liście oczekujących. Dla niecierpliwych pozostaje opcja słonecznego ogródka, ufundowanego dzięki władzom miasta oraz mieszkańcom.
Udało się ! Buzzer wibruje, wchodzimy do środka. Na przystawkę błyskawicznie otrzymujemy kiszone ogórki i szklanki wody (w Stanach zawsze z ogromną ilością lodu). Ja zamówiłam jeszcze kawkę. Bardzo często dolewka refill napojów, w tym właśnie np. kawy, jest darmowa (wliczona w cenę).
Zamawiamy. W karcie same pyszności. Pastrami Ruskie. Eggplant Shnitzel.. Jak tu się na coś zdecydować i jeszcze pamiętać o diecie?
Na początku Róża grzecznie zjadła swoją porcję w krzesełku. Cieszę się, że już na tyle urosła, że nie musimy przystawiać wózeczka. Wydawała się bardzo zadowolona z kolejnego osiągniętego etapu rozwoju.
W chyba każdym amerykańskim Jewish Deli znajduje się – matzah ball soup. Coś Wam przypomina?
Kanapka pastrami. Na zdjęciu w mniejszym romiarze. Bardzo popularna w USA. Dla mnie stanowczo za dużo mięsa. Ale za to latkes – placki ziemniaczane były wyśmienite. Zamówiłam wersję z łososiem, ale można też wybrać placki z sosem jabłkowym.
Podczas posiłku w amerykańskiej restauracji kelnerzy czasem wielokrotnie pytają się how is everything going? Jest to trochę denerwujące, ale liczą się dobre intencje:)
Trochę savoir-vivre: w USA trzymanie “niejedzącej” ręki na kolanach nie należy do złych manier. Różę będę uczyła jednak, aby w zależności od sytuacji, trzymała ją na stole (tak jak uczono mnie w moim domu).
Rachunek. Obowiązkowo zostawiamy napiwek. Typowo 15 %. Można go dopisać do rachunku karty kredytowej. I jeszcze jedna uwaga; w stanach, w których nie ma podatku od sprzedaży sales tax, nie ma zwyczaju podawania jego wartości przy cenach dań, produktów, usług.Zostanie on zawsze doliczony na końcu. W USA pary lub grupy przyjaciół bardzo często dzielą na połowę cały rachunek.
Wychodzimy zadowoleni. Saul’s Deli czeka na pewno pracowity dzień. Przed wyjściem można jeszcze dokupić słodkie zapasy.
A po obiedzie obowiązkowo zaliczyliśmy kolejny spacerek. Zobaczyliśmy Berkeley Rose Garden. Niestety kwiaty jeszcze nie zakwitły. Ale w Berkeley czuć i widać już wiosnę.
Na koniec trochę kulinarno-lingwistycznego humoru. Wieczorem Dean czyta na głos swoje polskie czytanki. Tym razem scena odgrywała się w restuaracji.
-..Mamy rosół i żurek – fragment dialogu z podręcznika.
-Oh does it come in combo? – pyta się mnie zaskoczony Dean!
Ps. Po jakimś czasie dostałam taką wiadomość od Saul’s Deli:
Helena,