Las Vegas można chyba tylko kochać lub nienawidzić. Kicz bije z każdego rogu, imitacje starożytnych zabytków rażą po oczach, ale gościom hoteli i kasyn wydaje się to w ogóle nie przeszkadzać. Kto z resztą nie chce zdjęcia pod Wieżą Eiffla bez konieczności zakupu biletu do Europy? Widać też, że Las Vegas widziało swoje lepsze dni. Więcej niż kiedyś widać na ulicach proszących o pomoc.
Po paru dniach poczułam się bardziej jak na wakacjach, a robienie zdjęć sprawiało mi większą przyjemność. Można tu zapomnieć o troskach, uciec od codziennych obowiązków i po prostu się zresetować i dobrze pobawić. Widzieliście może film Las Vegas Parano…?:)
Ale żeby uciec do Las Vegas i wziąć tu szybki ślub – never ever! 🙂
Z obserwacji mogę powiedzieć, że nie wybrałabym tego miasta na wakacje ze starszą Różą. Dla nas głównym powodem podróży była konferencja pracy Deana. Dużo atrakcji Las Vegas nas siłą rzeczy ominęło. Baseny są poza sezonem zamknięte. A w kasynach można palić i oczywiście nie można wpuszczać dzieci. Raz jednak zagrałam za parę dolarów, które szybko przegrałam:)
Gdyby było inaczej, swoją wygraną musiałybym zarejestrować w urzędzie i w zależności od typu musiałbym rozliczyć się od mojego przychodu (choć suma do zapłacenia lub zwrotu zależałaby od mojej sytuacji fianansowej). Dla przykładu, dla szczęśliwców gry z pokera jest to minimalny próg 5 tysięcy dolarów, a z gry w bingo tylko 1200 dolarów. Ale A podatek od wygranej jest nieprogresywny i ustanowiony na poziome 25 %. Inną sprawą jest ile osób faktycznie informuje urząd o grach w Las Vegas..
Ostatnie dni minęły nam nie tak wesoło, bo na oglądaniu relacji z ataku w San Bernadino.
Zobaczcie nasze zdjęcia, a Dean chce żebyście posłuchali też tego kawałka.