Wszędzie dobrze, ale w domku najlepiej. Mam to szczęście, że mam dwa takie miejsca – jedno w Krakowie, a teraz drugie w Berkeley. Jesteśmy tu tylko od niecałych dwóch tygodni, a już czujemy się jak u siebie.
Pierwsze tygodnie po przylocie z Polski mijają nam na pokonaniu jet-lagu, rozpakowaniu pudełek i poznawaniu nowych okolic. Jak na razie jestem zachwycona. Na uliczkach jest dużo więcej zieleni, niż San Francisco, pięknych drzew i kwiatów i jednorodzinnych kolorowych domków.
W pobliżu, tak jak w całych Stanach, nie sposób nie zauważyć przygotowań do święta Haloween, a także w ogródkach plakatów zdradzających sympatie polityczne domowników. O kampanii prezydynckiej mówi się tu bardzo dużo, chyba najczęściej o tym co znów bulwersującego powiedział Donald Trump.
Róża, choć nie ma już teraz na co dzień troskliwej opieki mojej rodzinki i przyjaciół, to nie może narzekać. Jak tylko troszkę dorośnie, to tuż za rogiem czekają na nią huśtawki, szlaki rowerowe i co najmniej dwa sympatyczne przedszkola tzw preschool. A w przyszłym tygodniu wybieramy się razem na Baby and Mommy Yoga:)
A dla mnie i Deana znalazłam już dużo więcej knajpek z ogródkiem (jest nawet całkiem dobre francuskie resto-bistro), kino (może kiedyś uda się do niego wyskoczyć..), no i na razie to mniej więcej tyle, w końcu mieszkamy teraz na amerykańskich przedmieściach:) Jednak już widzę, że wybraliśmy nie tylko piękny domek, ale też bardzo miłe rodzinne community i z czasem i atrakcji będzie trochę więcej.
Tymczasem, przygotowujemy dekorację i podarunki na Święto Haloween. O tym już za tydzień w nowym poście. Stay tuned 🎃☠
wyglada na urokliwa okolice 🙂
Czekamy na Was! xx